wtorek, 19 lipca 2016

Słowacki Raj (Podlesok - Sucha Bela - Klastorisko - Przełom Hornadu - Podlesok) 2016-05-21

        Wypad do Słowackiego Raju planowaliśmy już od zeszłej jesieni, ale jakoś nie doszedł do skutku. Koniec maja to Tatry Wysokie jeszcze w śniegu, w Zachodnich też różnie, a na Słowacki Raj czas jak najbardziej odpowiedni. Od samego początku chcieliśmy połączyć Słowacki Raj ze zwiedzaniem Spiskiego Zamku, gdyż są od siebie oddalone o trzydzieści-kilka km, więc całkiem blisko. Pierwszy wybrany termin (21 maja) wyglądał obiecująco pod względem pogodowym, więc spakowaliśmy manatki i strzała do Małopolski - do naszej "Juszczyńskiej bazy wypadowej". Zależało nam aby mieć max. czasu na SR, ale były 2 ograniczenia: dolne - musiała być otwarta kasa Parku w Podlesoku (zależało nam na wykupieniu ubezpieczenia, bo koszty ewentualnej akcji ratowniczej ZHR mogłyby nas zrujnować), a górnym ograniczeniem była godz. 18:00 bo do tejże otwarty jest Spiski Zamek (zwiedzać co prawda można do 19:00 ale wpuszczają do 18:00). Tak więc wyruszyliśmy spokojnie chwilę po 5tej.

Pierwszą euforię wywołały Tatry widziane po drodze, aż chciało się spontanicznie zmienić cel wycieczki... 
Tatry Wysokie prezentowały się wybitnie - w lipcu tu "zajrzymy" :)


I jak tu się nie zakochać w takich widokach. Co chwilę musiałem zatrzymywać się na poboczu i "focić" :P











Do bram Słowackiego Raju zastukaliśmy ok. 7:30 lądując na parkingu w Podlesoku. Z dojazdem nie ma najmniejszego problemu: najpierw na Łysą Polanę, a później trasą 66 i kolejno: 536, 18, dojazd do Podlesoka drogą 3227. Są drogowskazy na Słowacki Raj/Podlesok.

Koszt całej doby parkowania to 2 EUR, kolejne 2 EUR na wstęp/osobę wraz z ubezpieczeniem (1,5 EUR wstęp + 0,5 EUR ubezpieczenie). 


















Wybieramy jednokierunkowy, zielony szlak przez wąwóz Sucha Bela. Dobrze, że jest jednokierunkowy, bo kiepsko było by się mijać na tych drabinkach, kładkach, czy platformenkach ("stupackach")...























Początek szlaku  przez Suchą Belę jest w miarę płaski. Atrakcje będą później ;P
















"Prawie" jak na Szczelińcu :)
















Przeważającą część szlaku stanowią drabiniaste kładki. My zastaliśmy je całkowicie suche, ale gdy zmokną z pewnością stają się śliskie. Wysokie buty, usztywniające kostkę nie zaszkodzą.















Wyglądało jakby koryto wąwozu bywało okresowo zalewane. Kładki znajdują się najczęściej 1-1,5m nad ziemią...

















Jedynie sztuczne ułatwienia odwodzą od przekonania, że znajdujemy się w totalnej dziczy. I ta zieleń, szalona, bujna zieleń...















Wbrew pozorom kładki są bardzo wygodne. Trzeba się tylko przyzwyczaić do skróconego kroku (w moim przypadku, przy moim wzroście i chodzie było to początkowo nie lada problemem ;) )

















Strumyk szepce cicho...













Przejście Suchej Beli zajmuje ok. 2h (pod warunkiem, że się nie idzie ze mną :) A ze mną nie da się iść szybko. Się nie da. Nie i już! Nie żeby kondychy nie było czy coś 😉 ale mimowolnie odczuwam potrzebę "focenia" - tym częściej im sceneria w koło piękniejsza... Z tego też powodu większość szlaków pokonujemy w czasie dłuższym niż na szlakowskazach, nierzadko w tempie "emeryta" 😁 Za to potem jest co wspominać przeglądając, nawet po paru latach, to co udało się uchwycić szklanym okiem...













Wąwóz Sucha Bela jest głęboki. Tak więc po pewnym czasie znajdujemy się w swoistej "pułapce": po bokach ściany wąwozu a za i przed nami drabinki, drabinki, drabinki. Gdyby tak skręcić nogę (jestem wyczulony bo przeżyłem to w grudniu '15) to ciężko byłoby wrócić. Pamiętacie jak pisałem o dodatkowym ubezpieczeniu przy wejściu? ;)













To co tygryski lubią najbardziej :P













No i wreszcie wymarzone drabinki. Człowiek się "ślinił" przeglądając zdjęcia z nimi jak ząbkujący niemowlak ;P No i oczywiście pierwsze wodospady - Wodospady Misowe

















Czy Słowacki Raj jest dla każdego? Odpowiedzcie sobie sami :) Oczywiście nie trzeba zaraz wybierać szlaku przez Suchą Belę... ale naprawdę warto! Fantazja twórców nie znała granic

















Raj dla cierpiących na chroniczny niedobór wysokości :] Tak, tak, też mnie dotknęło to "schorzenie"...















Porównajcie do tej drabki na Zamarłej Turni...

















Z góry tak ta konstrukcja się prezentuje...





















Kawałek dalej kolejne kilka dziesiątek metrów "up" :)

Wariacja na temat ;)


















Chwila oddechu przed kolejnymi przeszkodami :)

















Nasze górskie paliwo - suszone daktyle. Są lepsze niż czekolada! Dają momentalnego kopa. 


Do tego wspomaganie z suszonych kabanosów i batoników musli - wszystko jako przekąski. Główna siama to obowiązkowo buła z jajem sadzonym i smażonym bekonem :) Taki nasz, prawie że "rytualny" górski posiłek ;)























Wodospad Okienkowy. 















Jak mawiają tubylcy - "krasa"!

















Z innej perspektywy ;P














Panienka z okienka ;) No od 10 lat już nie panienka - a pani ;) ale z okienka na pewno:P

Owe okienko znajduje się nad wodospadem, który od niego właśnie wziął swą nazwę...















Następny na trasie jest Wodospad Korytowy...















Przechodzenie wzdłuż spadającej wody pozwala dosłownie spojrzna wodospad z innej perspektywy ;)















Tutaj lepiej widać wyżłobione przez wodę koryto, od którego pochodzi nazwa wodospadu. Nawiasem mówiąc tworzy ono fajną zjeżdżalnię :]















Wrodzona tęsknota za jazdą konną :P

















Mimo pokonania sporego już przewyższenia ściany wąwozu Sucha Bela nadal są wysokie...















Jak z filmu "Wszystko za życie" na podstawie "Into the wild" J. Krakauera. Widzieliście film? Dla mnie mistrz! Dość często do niego wracam. Książkę czytałem, ale film jest milion razy lepszy (co rzadko się zdarza).













Klasyk ze Słowackiego Raju



















Nietypowe "stupacky". Nieźle się komponują z otoczeniem :)

















A tutaj drabki w wersji ECO, czyli ulegające samodegradacji :P















Na rozstaju, na końcu wąwozu Sucha Bela. Następnym celem są ruiny średniowiecznego klasztoru - wybieramy szlak żółty...
















... a następnie czerwony

Po drodze o mały włos nie rozdeptujemy pełzającego przyjaciela :)













W końcu docieramy do Klastoriska - ruin klasztoru Kartuzów z XIVw. Okolica okraszona jest, wcale nie tandetnymi, rzeźbami okolicznych artystów. Wszystko utrzymane w surowym, klasztornym klimacie - żeby nie było!

















Dzwon pokory. Jola od razu zabrała się do hałasowania :P Cóż, chyba niektórym potrzeba pokory :P hehehe (nie zabij mnie po tym jak to przeczytasz ;) )





















Ogród Eden :) Cóż, inaczej go sobie wyobrażałem

Ruinki są dosyć rozległe, wszędzie można zajrzeć. Nawiasem mówiąc fajne miejsce na imprezy plenerowe, takie z "duchem" w tle... Na dachu "Ora et labora" (z łac. "módl się i pracuj")...



Chata (czyli schronisko) Klastorisko. Ucierpiało podczas wojny, zaraz po niej zostało odbudowane.


    












Zlaty Bazant po takiej drodze przez wąwóz, potem po eksploracji klasztoru - tylko tego nam było trzeba. Ruinki Klastoriska można było podziwiać teraz z innej, jeszcze bardziej odlotowej perspektywy















Jolanta kombinowała jakby tu jeszcze wydłużyć trasę ;)

A tak na poważnie to plan pierwotny (zahaczający o Tomaszowski Widok - sk. Tomasovsky Wyhlad) postanowiliśmy skrócić, aby zdążyć na Spiski Zamek, idąc najkrótszą drogą w kierunku przełomu Hornadu - na Letanovsky Mlyn















Moja mina wiele mówi... objawy początków głupawki ;)















A teraz jeszcze kilka przykładów tej "szalonej" zieleni w Słowackim Raju. To samo widzę czasem na Podhalu. Na Równinie Opolskiej mamy bardziej sucho, przez to też bardziej "żółto"...


















Od Letanovskego Mlyna, który znajduje się już na przełomie Hornadu, aż do samego parkingu w Podlesoku idziemy wzdłuż rzeki szlakiem niebieskim...













Takie mosty na Hornadzie również są...



Przystanek na Kofolę :)

















Głupawki ciąg dalszy ;P















Stupacky to nieodłączna część szlaku przełomem Hornadu. Mają różną formę: czasem "kraty wema", innym razem spawane z prętów












Hornad pocięty jest dość gęstą siecią mostów różnej maści. Jako, że rzeka często zmienia swą szerokość, to niektóre z nich są bardzo długie (jak ten na zdjęciu obok - Lanova Lavka) inne z kolei bardzo krótkie...
















Największe wrażenie robiły na nas konstrukcje linowe, świetnie bujające przy ich przekraczaniu :)













Szlak przełomem Hornadu jest ciekawy i bardzo różnorodny. Oprócz stupacek i mostów nie brakuje też fragmentów typowo górskich. Wszystko przeplata się na przemian, więc szlak ten przez ową różnorodność zyskuje bardzo na atrakcyjności
















Stupackove love :)

W zeszłym roku nieopodal szlaku rozbił się śmigłowiec ZHS. Podczas katastrofy zginęła czwórka słowackich ratowników górskich


Kolejny mostek nad Hornadem...


Ano ano, to my :)   



















 Czekałem, czekałem, ale Kofolka nie chciała kapać













Na koniec w Podlesoku jeszcze szybki posiłek zakrapiany Kofolą (spieszno nam było do Spiskiego Hradu)
Do wozu i kierunek Spissky Hrad. Z Podlesoka mieliśmy 30-kilka km, więc poszło szybko. Zamek robi już z daleka "pierońskie" wrażenie...

Nieco bliżej jeszcze piękniej...


Dojazd do zamku jest bardzo dobrze oznakowany


A sam parking najbliżej zamku jest bezpłatny. Odbijają sobie to na samym zamku, kasując za bilet wstępu 6 EUR/głowę. Ale warto!


Warownia robi bardzo duże wrażenie, jest dobrze zachowana i czuje się tam ducha epoki
















Tereny zamkowe są bardzo rozległe, przez co można przyjrzeć się zamkowi z różnych stron. My byliśmy tam późnym, bardzo pogodnym majowym popołudniem, więc słońce również zrobiło swoje dodając budowli jeszcze więcej uroku



Jeszcze jedno zdjęcie na koniec...   


Po drodze mijamy Tatry Bielskie. Fajna opcja na jesień i wiosnę... 

















Dzień żegna nas przepięknym zachodem słońca (tu ujęcie z okolic Jordanowa)

Zapis trasy po Słowackim Raju z Endomondo


      Na koniec kilka słów podsumowania. Słowacki Raj to sposób na bardzo ciekawe spędzenie czasu. Park oferuje rozbudowaną sieć szlaków turystycznych, więc każdy może tu znaleźć/wybrać coś dla siebie - z powodzeniem wystarczyłoby na tydzień szwędaczki. Myślimy, że trzeba tu będzie wrócić (po głowie chodzi mi Velky Kasel - którego to zdjęcia widziałem niedawno na Instagramie). Wiadomo, że jeden dzień to zdecydowanie za mało, ale przy dobrym planowaniu naprawdę można wiele przeżyć i zobaczyć. Trasa zajęła nam niemal 8h, uwzględniając częste przystanki na fotografowanie z pewnością można ją "zrobić" w 7h. Lajtowo nie było - w sumie zaliczyliśmy ok. 1240m przewyższenia. Za to atrakcje, które było nam dane zobaczyć wynagrodziły cały trud i to z dużą nawiązką. Wisienką na torcie był z pewnością Spiski Zamek - najpiękniejsza warownia jaką było mi dane dotychczas zobaczyć na własne oczy.


2 komentarze:

  1. Spiski Zamek robi wrażenie!
    Genialna relacja (już nie wspominam o zdjęciach!), na pewno przydatna dla wielu, którzy w przyszłości wybierają się do Słowackiego Raju.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za takie ciepłe słowa. Po takich komentarzach chce się pisać :)

      Usuń