środa, 7 września 2016

Grań Rohaczy (2016-07-20)


       Iglicę Rohacza Ostrego zobaczyliśmy po raz pierwszy w październiku zeszłego roku, wędrując zachodnią częścią Tatr Zachodnich. Wtedy wydawało nam się, iż jest on nie do zdobycia. Postanowiliśmy, że będzie on jednym z naszych głównych celów najbliższego lata. Urlop się zaczął, więc postanowiliśmy plan wcielić w życie.
      Grań Rohaczy jednak o mały włos nie wymknęła by się nam "z rąk", gdyż po dwóch wyprawach tatrzańskich: na Krywań (relacja tutaj) i na Mięgusze (relacja tutaj) i rodzinnym trekku na Babią Górę pogoda się totalnie załamała i do kolejnego weekendu miało być już kiepsko. W sobotę rano wyjeżdżaliśmy. Gdy zobaczyliśmy, że sobota zapowiada się bardzo słonecznie zmieniliśmy plany (po to m.in. są). Zamiast jechać do domu, my pojechaliśmy wyhaczyć Grań Rohaczy ;P
 

Punktem startowym był dla nas parking przy ośrodku narciarskim Rohace-Spalena pod Zubercem. Inną opcją jest start z Siwej Polany u wlotu do Doliny Chochołowskiej, ale taka opcja jest po pierwsze dłuższa, po drugie ciężko jest ułożyć sensowną pętlę, więc wracało by się tą samą drogą (czego bardzo nie lubimy), po trzecie zaś wiodła by Doliną Chochołowską, do której jak już być może zdążyliście przeczytać w poprzednich postach, nie pałamy szczególnym uczuciem (tym bardziej, że od tego roku nie można już wypożyczyć rowerów by szybko z niej zjechać). Szlak zaczyna się na końcu parkingu z lewej strony (prawa część powyższego zdjęcia).
 












Parking pod Spaloną jest świetną opcją wypadową w Słowackie Tatry Zachodnie. Gdy znaleźliśmy się tam o 5:40 był prawie zupełnie pusty, na to w sumie też liczyliśmy :) Trasa zaczyna się króciutkim odcinkiem zielonego szlaku (zielone często są łącznikami), który doprowadza nas do szlaku czerwonego wiodącego przez Rohacką Dolinę
Szlak jest bardzo łatwy i po kilku minutach znajdujemy się na rozstaju Razcestie Snidlovec (1087m)
 

Niestety rzeczony szlak czerwony przez Rohacką Dolinę jest asfaltowy... cóż począć, do Tatliakowej Chaty (Rohacki Bufet) depczemy 1h15 asfaltem
 

Po drodze mijamy pomnik z napisem "Co miłość stworzyła niech dobra wola zachowa".  Po słowacku (po czesku zresztą też) "laska" to "miłość. Zaraz przypomniał mi się zwrot "velka laska", który zawsze wywołuje u Polaków krzywe skojarzenia i uśmiech na twarzy ;)

Docieramy do Tatliakovej Chaty, która ku naszemu zdumieniu jest jeszcze zamknięta. Nie można nawet skorzystać z toalety...
 














Teraz (pod schroniskiem) wybieramy szlak zielony, który prowadzi na Przełęcz Zabrat (nie mylić z wysokotatrzańskim Zawratem :) ) Miejsce w którym się znajdujemy jest zwornikiem kilku szlaków. Jeszcze się tu dziś znajdziemy, w drodze powrotnej.












Pora jest jeszcze dosyć wczesna. Na otaczającej zieleni w promieniach wschodzącego słońca mienią się kropelki porannej rosy. Wszystko to przepięknie wygląda, ma jednak jeden mały mankament...































...otóż spodnie mamy kompletnie przemoczone :)
Powoli zaczynamy nabierać wysokości, a słońce równie powoli zaczyna się wyłaniać zza szczytów.
 

Za plecami mamy Rohacze: Ostry, z charakterystycznym szczerbatym wierzchołkiem (z lewej) i Płaczliwy (z prawej). Tylko chwilowo odwracamy się do nich plecami - mamy nadzieję, że się na nas nie obrażą. Od Rakonia będziemy je mieli stale przed oczyma...
 

















Dzwoneczki skąpane w rosie wyglądają olśniewająco...

















Przyroda tatrzańska naprawdę potrafi zachwycić

















Wychodzimy z zarośli, spodnie mają okazję podeschnąć...
Już widać, oprócz Rohaczy, także monumentalne wzniesienie Wołowca. My powoli zmierzamy w kierunku Przełęczy Zabrat
 
Czytałem wcześniej, że przy Tatliakovej Chacie jest małe "pleso". Nie chcieliśmy do niego podchodzić z obawy przed późniejszymi tłumami na Rohaczach (była przecież sobota). Będziemy jeszcze dziś niedaleko niego przechodzić.
 
Po wydrapaniu się na Przełęcz Zabrat naszym oczom ukazał się taki oto obrazek. Słońce zaczęło już mocniej piec, więc trzeba było się też "pokryć filtrem"...
















Na Wołowiec mamy wg szlakowskazu jeszcze 1h10. Po drodze jest jeszcze Rakoń, którego nasi południowi sąsiedzi traktują chyba trochę po macoszemu, bo nawet nie wspomnieli o nim na znaku...
Tak wygląda Przełęcz Zabrat z podejścia na Rakoń...
 
Przed nami wszystkie cztery szczyty, które dziś mamy zdobyć, czyli od lewej: Rakoń (1879m), Wołowiec (2063m), Rohacz Ostry (2088m) i Rohacz Płaczliwy (2125m). Nie ma na co czekać, po krótkim odpoczynku ruszamy!
 
















Kolejne cudeńko wśród tatrzańskiej flory...


















Niebawem stajemy na szczycie Rakonia. Nasz pierwszy dzisiejszy szczyt :) Z okolic Rakonia rozciągają się przepiękne widoki na północ...
Przed nami Rohacze, a przed nimi dostojny Pan Wołowiec :)
 
Wspominałem o widokach na północ - oto i one. Uwielbiam taką wielowarstwowość w górach. Jak w bajkach: "za siedmioma górami ..."
 
Wołowiec przytłacza swym ogromem. Na północno-zachodnim jego zboczu widać zielony szlak prowadzący przez Wyżnią Dolinę Chochołowską na Polanę Chochołowską. Jesienią wchodząc na Wołowiec od drugiej strony (szlakiem czerwonym od Jarząbczego Wierchu) tymże zielonym szlakiem schodziliśmy (opis tutaj). Wtedy pogoda nie była tak przyjazna :)
 
Jeszcze raz ta wielowarstwowa głębia...
 
Stąd nie wyglądał już tak bardzo monumentalnie ;)
 
Tutaj doskonale widać wspomniany zielony szlak zejściowy na "Chochoła". Wygląda stąd pięknie, ale po utracie wysokości jest nudny. Asfalt później z Polany Chochołowskiej jeszcze gorszy...
 
Przy podejściu na Wołowiec udaje nam się wypatrzyć koziczkę. Żałowałem, że nie mam "lufy" z dłuższą ogniskową (niż moja 200'tka). Z 2giej strony i tak już jest co nieść:P
 
Rakoń z góry wygląda trochę jak Wołowiec w wersji mini :)

Jesteśmy już blisko szczytu Wołowca. Po prawej stronie widok na cztery Rohackie Stawy (Roháčske plesá).
 
Po prawej stronie wspaniale pofałdowany dywan z kosodrzewin
 















W końcu po żmudnym podejściu docieramy na szczyt Wołowca. Tam nawet znaki zdawały się mówić: "atakuj!". Na Rohacze prowadzi z Wołowca szlak czerwony, który do Jamnickiej Przełęczy wiedzie równolegle ze znakami niebieskimi.
Pamiątkowa fota na 2gim dziś wypiętrzeniu (2063m) i zarazem pierwszym z trzech dwutysięczników
 
Kolejne widoczki rozpościerające się z Wołowca. Pogoda wymarzona!
 
Zaczynamy obniżanie w kierunku Przełęczy Jamnickiej, odcinającej Wołowiec od Rohacza Ostrego...
 
Widok na jeden z Jamnickich Stawów i niebieski szlak prowadzący na Kokawską Polanę
Wołowiec ponownie "urósł" ;)
 
Teraz widać już oba Jamnickie Stawy...

    














Jamnicka Przełęcz została już za plecami, a przed nami wyrosły "schody", lecz nie byle jakie schody, bo prowadzące na Rohacza Ostrego :)





























Iglica Rohacza Ostrego  (jak sama nazwa wskazuje) jest ostra, szlak też musi być stromy:) Mamy za to do dyspozycji łańcuchy w trudniejszych miejscach, często jednak totalnie bezsensownie poprowadzone, więc czasem zostawia się łańcuch z boku i pnie się do góry "na czterech" :)















A oto i Rohacki rumak :) Dodać wypada, że zdjęcie na Rohackim Koniu to jedna z klasycznych fotek z Grani Rohaczy. Zresztą zobaczycie poniżej ;)
















Jolanta na rumaku! Podejście dosyć gładkie, ale nie jest tak strasznie :)














A oto jeden ze wspomnianych wcześniej Rohackich klasyków - "wio koniku!". Drugi to widok na Rohacza Ostrego i Wołowiec z Rohacza Płaczliwego (będzie niżej)
















Zejście ze skalnego konia :)

Idąc granią Rohaczy nie da się po prostu wciąż nie rozglądać. Tym bardziej jeśli jest "światło". Ja z tej wyprawy przywlokłem ze sobą ponad 700 ujęć :P
 














Na Rohacza Ostrego prowadzi taki oto kominek. W górnej jego części jest nawet kawałek łańcucha - rozpusta :)












Docieramy w końcu na Rohacza Ostrego. Szlak wiedzie przed oba wierzchołki, szczerbę pomiędzy nimi omijamy obniżeniem.

Na zdjęciu Jola, moja żona i kompanka wszystkich górskich wojaży 2w1 :)







  
















Tutaj razem na drugim wierzchołku Rohacza Ostrego (2088m)















Aby wejść na Rohacza Płaczliwego trzeba się jednak wcześniej "nieco" obniżyć. Tutaj łańcuszki są bardzo pomocne, choć chyba nieco zbyt rzadko kotwione do skały...


Rohacz Płaczliwy jest zaledwie o 37m wyższy od Rohacza Ostrego. Natomiast najpierw trzeba się obniżyć o ok. 130m schodząc na Przełęcz Rohacką...
 
Rohacz Ostry widziany z Przełęczy Rohackiej... Stąd nie sprawia wrażenia tak stromego, ale zobaczycie poniżej, że to tylko złudzenie :)
 














Od czasu do czasu ta "rohata" natura, zaszyta na co dzień gdzieś głębiej w nas, daje o sobie znać nadając życiu lepszy smak...
Prawda, że robi jednak wrażenie?
 
Na Rohacza Płaczliwego podchodzimy stosunkowo bezstresowym południowym zboczem. Większe trudności będą w zejściu :)
 
"...A świstak siedzi i zawija w te sreberka". Na Rohaczach widzieliśmy 3 okazy tego gatunku (jeden na zdjęciu powyżej, widziany przy podejściu na Rohacza Płaczliwego). Słyszeliśmy chyba z 10 kolejnych (w Smutnej Dolinie). Zadziwiające jaki wypracowały sobie "system wczesnego ostrzegania". Gdy jeden z nich coś przyuważy - zaraz krzyczy (może raczej gwiżdże) na pozostałe. Momentalnie nieco dalej odzywa się kolejny. I tak w jednej chwili cała dolina już wie, że pojawił się intruz. Fantastyczne stworzenia :)
 
Drugi z Rohackich klasyków :) Ja również myśląc "Rohacze" widzę przed oczyma tą właśnie fotkę.

Jeszcze lepszy efekt jest z nieco wyższego pułapu. Dla mnie poezja "smaku i aromatu"...
 














Uwielbiam to ujęcie! Na szczycie Płaczliwego. Wyżej już dziś nie będziemy :)
Razem na Płaczliwym (2125m). Nie ważne gdzie, ważne że razem. Radość ze zdobywania szczytów smakuje dużo lepiej gdy mamy ją z kim dzielić :)
 
Wchodząc na Wołowiec widzieliśmy Rohackie Stawy od drugiej strony...
 
Tutaj widać dalszą część naszej dzisiejszej trasy: zejście na Smutną Przełęcz i dalej zakosami na dół, do Smutnej Doliny. Na horyzoncie widać szczyty na które mamy smaczki: Trzy Kopy, Hruba Kopa, Banówka... Salatyn. Na pewno w tę okolicę jeszcze wrócimy. Niby Tatry Zachodnie, a granie robią mega wrażenie :)
 
















Jeszcze rzut oka za siebie i "lecimy" w dół ;)
No dobra, zanim znajdziemy się na Smutnej Przełęczy (Smutné Sedlo) trzeba pokonać jeszcze mały pagór :)
 
Rohacz Płaczliwy widziany z okolic Smutnej Przełęczy (1963m)
 
Rohacze widziane stąd prezentują się cudnie. Człowiekowi się jakoś tak fajnie na serduchu robi gdy patrzy na granie szczytów, z których dopiero co zszedł :) Na Smutnej Przełęczy zmieniamy kolor szlaku z czerwonego na niebieski, prowadzący Smutną Doliną, aż do Tatliakovej Chaty.
 
Smutna Dolina to prawdziwe "świstakowe" Eldorado. Nam udało się przyuważyć tutaj 2 sztuki - zbiegają sobie na dno doliny :)

Niby "Smutna", ale wcale nie było w niej smutno :)
 
W oddali pasą się stada kozic. W innym miejscu (w większej oddali) widzieliśmy stadko składające się z trzynastu "brązowych kropek" :)
 
Szlak niebieski doprowadza nas pod Tatliakove Plesko, znajdujące się nieopodal Tatliakovej Chaty (zwanej też Rohackim Bufetem). Schronisko jest już teraz otwarte. Tak, mają Kofolę. Tak, nie trzeba mnie było długo na nią namawiać :) Na rozstaju pod schroniskiem wybieramy szlak czerwony, którym to rano tu przyszliśmy i wracamy asfaltem, powoli schodząc w dół.
 
Po dłuższym marszu dochodzimy do rozstaju Razcestie Snidlovec (1087m). Tutaj też działa mini bufecik. Też mają Kofolę. Czemu nie ;) Potem szlakiem zielonym schodzimy błyskawicznie na parking ośrodka narciarskiego (Parkovisko pod Spalenou). Jakie jest nasze zdziwienie - ten ogromny parking jest teraz szczelnie wypełniony samochodami. Możemy tylko sobie wyobrazić co się dzieje na Rohaczach :) Warto było się zmusić do wstania zaraz po trzeciej...


      Na koniec kilka słów podsumowania. Grań Rohaczy jest szlakiem niezwykle malowniczym. Ważne tylko żeby nie odebrać sobie tych wspaniałych doznań wybierając się tam w kiepskiej pogodzie :) 
      Jak dla mnie bazą wypadową z całą pewnością jest Zuberec, a nie Siwa Polana, ale wybór należy do Was. Nie jest to szlak całkowicie łatwy. Nie ma też się jednak co zniechęcać częstymi opisami, że jest bardzo trudno. Co prawda Rohacze bywają określane "Orlą Percią Tatr Zachodnich", ale bardzo trudno nie jest, jest jednak kilka lufiastych "momentów". Łańcuchy w niektórych miejscach są źle poprowadzone, więc nie zawsze bywają pomocne. Trzeba też dobrze rozglądać się za znakowaniem szlaku (na odcinku od Jamnickiej Przełęczy, aż do Rohacza Płaczliwego), bo nie było ono już od dawna odświeżane i często jest niewidoczne, przez co można się zapędzić w "kozi róg" :)
      Tradycyjnie wybierając się w słowackie Tatry warto wykupić ubezpieczenie - jest to koszt 0,75EUR/osobę/dzień. Co i jak załatwić opisałem już wcześniej przy okazji opisu wyprawy na Krywań (dostępna tutaj).
      Cała pętla z parkingu pod Spalenou przez Dolinę Rohacką, Rakoń, Wołowiec, oba Rohacze, Smutną Dolinę i z powrotem Rohacką Doliną ma długość ok. 20km. Nie jest to przesadnie dużo, jednak trzeba się liczyć z pokonaniem ok. 1420m przewyższenia, a to daje się odczuć (szczególnie na 2gi dzień). Nam ta trasa zajęła nieco ponad 9h, lecz miejcie pojęcie, że zrobienie 700 zdjęć zajmuje jednak trochę czasu, a i 2 postoje regeneracyjno-żywnieniowe też się znalazły.
      Dla mnie była to jak na razie wyprawa roku, tak więc z całego serca mogę polecić!