piątek, 29 lipca 2016

Krywań 2494m (z Tri Studnicky) - 2016-07-21

       Na pogodę na Krywań czekaliśmy 4 dni (od niedzieli), ale muszę zaznaczyć że warto było czekać. W międzyczasie odwiedziliśmy Kopalnię Soli w Wieliczce (niestety ze względu na kiepską pogodę więcej ludzi wpadło na podobny pomysł, więc bez 2,5h czekania do kas się nie obyło). W tej kopalni jest co oglądać, a trasa podziemna jest długa i interesująca (z powodzeniem rekompensuje to cenę biletu 55PLN/dorośli, 37PLN/dzieci) - szczerze polecam.

      Dobra pogoda wykrystalizowała się dopiero w czwartek i na ten dzień właśnie postawiliśmy planując naszą pierwszą wysokogórską wyprawę w tym roku (planowaną już nawiasem mówiąc od dawna).


Na szczyt Krywania prowadzą zasadniczo 2 szlaki: czerwony (ze Szczyrbskiego Jeziora (Štrbské Pleso)) przechodzący w niebieski (w okolicy Jamskiego Stawu)  i zielony z Trzech Studzienek (Tri Studnicky). Pierwszy z nich zaczyna się "magistralą" i jest bardzo popularny wśród turystów. Wybraliśmy więc szlak zielony, po pierwsze dlatego że jest najkrótszym (to że jest stromszy też miało znaczenie ;P ) szlakiem prowadzącym na szczyt, po drugie ze względu na jego mniejszą popularność. Szlak z Tri Studnicky zaczyna się przy parkingu na końcu Drogi Wolności, czyli drogi dojazdowej nr 537 po południowej stronie Tatr Wysokich (słowacka Droga Wolności zaczyna się przy przejściu granicznym na Łysej Polanie i wiedzie aż do Podbanskiego).
 

Opłaty za wejście do Parku Narodowego TANAP (Tatransky Narodny Park) nie pobiera, za to opłata za całodobowy parking w Tri Studnicky to 4,80EUR. Co też jakąś wygórowaną ceną nie jest - podobnie kasują przecież "nasi" na Palenicy...

      Co do kosztów, to warto jeszcze pomyśleć o ubezpieczeniu, bo od 2006r. Słowacy nie "sponsorują" akcji Horskej Zachrannej Sluzby, więc niezaprzeczalnie przyjemna i widokowa, ewentualna "podróż powrotna" helikopterem może nas naprawdę słono kosztować. Aby być spokojnym warto wykupić ubezpieczenie. I tu pojawia się mały problem. Na miejscu, na Słowacji są małe biura lokalne i ubezpieczenie takie kosztuje grosze, natomiast o 6:00 nic się nie załatwi :( Polskich ubezpieczycieli jest wielu, ale zazwyczaj oferują "pakieciaste" polisy, które w wersji zawierającej zwrot kosztów akcji ratowniczej w górach zazwyczaj kosztują 130PLN+ (sprawdzałem na 10 dni). Niezłą ofertę ma PZU - całoroczne ich ubezpieczenie "górskie" kosztuje ok. 250PLN (https://pza.iexpert.pl/wn?command=S9510_2015 ). To raczej dla tych, co dużo biegają po górach za granicą. Mi udało się znaleźć ofertę słowackiego ubezpieczyciela współpracującego z HZS o nazwie "Union". Ubezpieczenie wykupiłem przez sieć, płacąc kartą. Dla 2 osób na 10 dni przyjemność ta kosztowała nas 11,50EUR. Za chwilę polisę w postaci .pdf macie na swojej skrzynce mailowej. Formularz zamówienia znajdziecie tutaj: https://www.union.sk/poistenie-nakladov-na-zasah-hzs. Próbowałem przełączać ich stronę na ENG, ale nie działa niestety. Więc z pomocą słownika Google przebrnąłem przez proces wypełniania formularza w języku słowackim :) Sorry za przynudzanie, ale może komuś te informacje będą przydatne...

      Z parkingu wyruszamy o 6:20 (2h wcześniej wyjechaliśmy z naszej "bazy noclegowej", także macie pojęcie o której wstaliśmy... z własnej nieprzymuszonej woli... do tego na urlopie :) ). Szlakiem zielonym/czerwonym docieramy do rozstaju szlaków w "mini-wiosce" Tri Studnicky (3 domy na krzyż).










Jesteśmy teraz na wysokości 1141m, a więc do szczytu mamy jeszcze 1353m w pionie. Podejść będzie w sumie jeszcze więcej, bo szlak nie prowadzi przecież zawsze tylko pod górę... Wybieramy szlak zielony. Do połączenia szlaków zielonego z niebieskim w Krywańskim Żlebie mamy wg szlakowskazu jeszcze 2h30 drogi (na Krywań 3h45). No to w drogę!











Szlak (przynajmniej na odcinku "zielonym") nie nastręcza żadnych trudności technicznych, jest tylko trochę męczący, ale nachylenie jest w miarę stabilne więc luz.












Po drodze tablica zachęcająca do "zwiedzania" bunkru partyzanckiego. Uległem pokusie, ale szczerze mówiąc nie było warto...



Zresztą oceńcie sami: oto rzeczony "bunkier" ;) Tak to tylko tyle, albo aż tyle...













Widoki "za oknem" coraz lepsze, pogoda wymarzona :) Mozolnie nabieramy wysokości

Podobno nazwa Krywań pochodzi ona od słowa "krzywań" (używanego jeszcze do dziś przez starszych górali) związanego z określeniem charakterystycznego "krzywego" nosa szczytu. Jola wpadła na alternatywne wytłumaczenie tej nazwy. Otóż szczyt w miarę zbliżania się do niego niknie - "kryje się" wędrowcowi z oczu i to po wielokroć, stąd nazwa "Krywań" :)
Mijamy wymarły las, za nim porosłe kosodrzewiną zbocza przysłaniające czasem szczyt Krywania.


Powoli opuszczamy las i wkraczamy...















... w regiel kosodrzewin
Krajobraz niemalże Babiogórski :)















Słońce ciągle pali - będą widoczki ;)











Tatrzańska flora zawsze przykuwa moją uwagę...





















Szczyt coraz bliżej. Z tej strony (mam na myśli południowo-zachodnie zbocze) wierzchołek nie wygląda na tak "krzywy" :)
 
Im bliżej tym bardziej majestatycznie się prezentuje...












"Shadow selfie :) Nie jest tak źle skoro żarty się nas nadal trzymają 





















No i znowu się "skrył" ;)


Powoli dochodzimy do połączenia szlaków w Krywańskim Żelbie. Przed nami wyrasta grań, na którą musimy się dostać od południowej strony. Na zdjęciu powyżej widać ludków "biegających" już po grani. Za kilkanaście minut i my się tam znajdziemy :)




Po lewej stronie udało mi się wypatrzyć "skałę rybę". No ok, może trzeba trochę (może nawet sporo) wyobraźni żeby zobaczyć tu rybę, ale ja ją tu widzę ;] Dla ułatwienia pyszczek po lewej :P
 

No i jesteśmy w Krywańskim Żlebie!











Tutaj szlak zielony się kończy i na szczyt Krywania prowadzi już tylko niebieski szlak (w lewo i za chwilę pod górę)

Tutaj widać zielony szlak, którym przyszliśmy - teraz lekko osnuty mgłą tajemniczości...














Na grani fajnie jest!  Podejście jest miejscami strome, po skałach. Test dla tych, co z wyższymi partiami gór nie mieli jeszcze do czynienia. Pod szczytem będzie tego więcej. Dodać trzeba, że mimo iż szlak jest tak niezwykle popularny (z powodzeniem można porównać do popularności Rysów od strony polskiej) to na całej jego długości nie ma żadnej "biżuterii" (zero łańcuchów, klamer, czegokolwiek)



No i zaczynamy wędrówkę ponad chmurami. Naprawdę świetne uczucie
 
Stąd vrchol Kriváňa nie wygląda już na trudny do zdobycia. Pod samym szczytem jest jednak nieco bardziej "pionowo"



Na wschodzie nęcą oko takie oto widoczki...

 Cel dzisiejszej wyprawy nadal przed nami...

















Uwielbiam takie wielowarstwowe głębie! W takich chwilach jeszcze bardziej docenia się walory miejsca w którym akurat człowiek się znajduje :)













W dole cudnej urody Krivánske Zelené Pleso, czyli po "polskiemu" Zielony Staw Ważecki albo Zielony Staw pod Krywaniem.


Jeszcze rzut kamieniem i "bemy" na szczycie ;)


"Nad" (może raczej ponad) Zielonym Stawem Ważeckim... Oj nie chciało się wstawać!



Szlak zaczyna powoli zmieniać się w piargowisko, by pod samym szczytem znów skleić się w litą skałę



Pogoda kryształ, widoki zapierające dech w piersiach, czego chcieć więcej?















Uwielbiam "wciskać" w kadr takie ozdobniki :)


Mały Krywań pozostawiamy za plecami i...














...napieramy, napieramy, napieramy do góry! Do szczytu nie zrobiłem już więcej zdjęć, tak żeśmy napierali :P


Na pierwszym planie: Krótka (2370m), Ostra (2349m) i Niżni Staw Teriański
















Niżni Staw Teriański z "ozdobnikami" :)















Wspólna fota szczytowa. Był uśmiech, satysfakcja i radość ze zwykłego bycia razem w tak pięknych okolicznościach przyrody


Ze szczytu Krywania rozciąga się przepiękna panorama nie tylko Tatr Wysokich, ale również Tatr Zachodnich

















Wierzchołek Krywania od zachodniej strony


Na wierzchołku ktoś "wybudował" ze skał świetne miejsce biwakowe, stanowi chyba też często (tak jak to było w naszym przypadku) osłonę przed wiatrem w czasie szamy na szczycie.


Na szczycie Krywania znajduje się tablica upamiętniająca symboliczny początek słowackiej drogi do niepodległości - czyli wejście z 16 sierpnia 1841 r. działaczy patriotycznych Ľudovíta Štúra i Michala Miloslava Hodža. Do dziś, co roku, w sobotę około 16. sierpnia na Krywań wchodzi kilkaset osób by w ten sposób świętować "Národný výstup na Kriváň". Warto o tym pamiętać gdy wtedy właśnie przyjdzie Wam na myśl się tam wybrać... W tym roku będzie to sobota 20. sierpnia (2016).

















Zejście ze szczytu w początkowej fazie :)


Idąc na szczyt nie zauważyliśmy tej radosnej twórczości turystów :)



















Taką fotkę prezentowałem już wcześniej, tyle że w innym (porannym) świetle...















Z powrotem w reglu kosodrzewin














Kolejny raz zauważam, że w czasie podejścia niektórych "rzeczy" albo się w ogóle nie zauważa albo widzi się je w zupełnie inny sposób...















Rano tego przecież nie było!















  




Ostatnie metry przed parkingiem...

Pozostało podsumowanie wyprawy. Nam cała wędrówka, wraz z co najmniej 0,5h pobytem na szczycie zajęła 8,5h. Wyprawa była, nie ma co ukrywać, dość wyczerpująca fizycznie. W kopule szczytowej nieco trudności technicznych bez ubezpieczeń (w kilku miejscach łańcuchy by się zdały, nie ma ich jednak choć szlak jest bardzo popularny - taki jego urok :) ) Ale bez obaw dacie radę.


Zapis trasy z Endomondo. Przewyższenia mamy od parkingu 1353m, natomiast podejść jest w sumie 1434m. Jak widać z profilu wysokości (kolor szary) trasa nie daje za bardzo odpocząć :) Za to widoki ze szczytu: piękne panoramy na Tatry Wysokie i Zachodnie wynagradzają trudy wspinaczki. Planując wycieczkę trzeba omijać sobotę w okolicy 16. sierpnia (z względu na tłumy) i startować wcześnie (również ze względu na tłumy). Ostatecznie podsumowując - IDŹCIE BO WARTO!