piątek, 19 stycznia 2018

Zugspitze - na dach Niemiec (2017-08-21/24)

        Realizacja planów wyprawy na dach Niemiec musiała "nieco" poczekać. Pomysł zrodził się jeszcze w 2014r. ale najpierw poprzedził ją wyjazd "rozpoznawczy" w Alpy Bawarskie w 2015r. (o tej wyprawie czytaj tutaj). Patrząc z perspektywy czasu trzeba powiedzieć, że kolejność była jednak właściwa, gdyż wyprawa na Zugspitze (głównie ze względu na trudności techniczne i przewyższenie) raczej "słabo" się nadaje na pierwszą w życiu via-ferratę.

        Największym problemem okazało się znalezienie sensownego noclegu (w ostateczności braliśmy pod uwagę CAMPING ERLEBNIS ZUGSPITZE: 8EUR/dobę za namiot 2 osobowy i samochód +8EUR/osobę). Noclegów zaczęliśmy szukać 2 miesiące przed wyjazdem - jak się okazało, iż celując w środek sezonu to zdecydowanie za późno. Od samego początku  zależało nam na bliskości gór, więc za cel wybraliśmy sobie Grainau. Pensjonatów, gościńców czy Landhausów tam nie brakuje, jednak krótko przed sezonem ciężko jest coś znaleźć, zwłaszcza gdy szukacie noclegu na 3 doby... Finalnie udało na się znaleźć całkiem niezłe lokum: 2-pokojowe mieszkanie z kuchnią, "prywatnym" tarasem, bezpłatnym basenem i odpłatną sauną. Wypas!


         I to wszystko za 20EUR/osobę z wliczoną kartą turystyczną uprawniającą do korzystania z darmowej komunikacji po okolicy (pomiędzy jeziorem Eibsee a Garmisch-Partenkirchen).

      Z Polski wyjechaliśmy o 3:00 w nocy, aby móc wykorzystać już pierwszy dzień pobytu :) Początkowo chciałem zabrać gitarę (której potem trochę brakowało), ale gdy zdałem sobie sprawę, że każda z 5 osób oprócz "bagażu tradycyjnego" ma do zabrania jeszcze sprzęt górski z plecakiem, kaskiem i buciorami... zwyczajnie odpuściłem :) Podróż zajęła nam nieco ponad 8 godzin. Niemieckie autostrady już zostały nadgryzione nieco przez "ząb czasu" i w zauważalnej części znajdują się w remontach. Na miejscu byliśmy blisko południa więc po zakwaterowaniu korzystając z pogody udaliśmy się do Garmisch-Partenkirchen na zwiedzanie wąwozu Partnachklamm.












Wąwóz widzieliśmy już wcześniej na zdjęciach, ale to, co zobaczyliśmy prawdziwie porażało zmysły...
Praktyczna rada: warto zabrać ze sobą kurtkę przeciwdeszczową, bo z "sufitu" kapie tu i ówdzie ;)
 









Woda leje się z góry tworząc mgiełkę, a dźwięk rozchodzi się po całym wąwozie...

Myślę, że nie trzeba chyba specjalnie namawiać, aby będąc w pobliżu GaPa odwiedzić również tą atrakcję turystyczną (po drodze do wąwozu mijamy również skocznę narciarską Große Olympiaschanze, na której odbywają się w sezonie zimowym konkursy skoków narciarskich)


Ekipa była mega zgrana. Punktualnie o 4:00 nad ranem wszyscy spotkaliśmy się w kuchni, by godzinę później znaleźć się na parkingu w Hammersbach. Parking jest płatny, wyposażony w parkometr. Warto zabrać ze sobą monety (w sumie 5 o ile mnie pamięć nie myli). Droga do wąwozu Höllentalklamm jest dobrze oznaczona, jednak dość łatwo (zwłaszcza po ciemku, z czołówką) można wybrać mylnie pierwszy szlak odbijający w prawo - co prawda oba prowadzą do wąwozu - za to ten za mostkiem jest krótszy :)











Wstęp do wąwozu Höllentalklamm jest płatny (4
€/osobę). Jednak w nocy opłata nie jest pobierana, a bramka otwarta. My przechodząc tam około 6'tej załapaliśmy się jeszcze na wejście "kostenloss" (oszczędzając 20 "jurków" na imprezę), jednak kilka minut po naszym przejściu światełko w budce przy bramce już się zapaliło :)















Wąwóz Höllentalklamm jest również bardzo urokliwy, a przejścia wykute w skałach dobrze oświetlone. Na pewno warto było by go również zobaczyć w świetle dziennym, ale cóż - Zugspitze wzywało ;)


















Zdjęcia chyba "bronią się same"...


















Idąc doliną Höllental (Piekielna Dolina) mijamy piękny wodospad

















W schronisku niestety jeszcze piwa nie lali :( za to widoki w koło nieziemskie...

















Przed nami wg szlakowskazu jeszcze 6h drogi. Nie zamierzaliśmy się zbyt długo ociągać... Ahoj przygodo!

Piekielna Dolina robi na nas wrażenie...

Przed nami pierwsze przeszkody terenowe, wyciągamy więc sprzęt ferratowy...
















Pierwsze klamry są bardzo wygodne, dzięki nim szybko nabieramy wysokości...

Dziewczyny też w dobrym humorze ;)

















Przed nami sławna "deska" ("das Brett"). Frajda była niesamowita. Wbrew pozorom czuje się tam zupełnie pewnie i bezpiecznie :)















Ten "rogal" mówi wszystko!

Ściany robią wrażenie...















Na pogodę nie mamy co narzekać - chmurki sprawiają, że nie dokucza nam skwar, a przecież jest sierpień... Prawdziwie chłodno stanie się dopiero na lodowcu

Wychodzimy na kamieniste wypłaszczenie, które poprzedza lodowiec spowity mgłą (większa czy mniejsza będzie nam już towarzyszyć aż na sam szczyt).

W końcu naszym oczom ukazuje się lodowiec :)














Na granicy zmarzliny zakładamy raki. Przygotowując się do tego wypadu czytałem, że można pokonać lodowiec bez ich użycia - zdecydowanie się z tym nie zgadzam :) gdyż początek lodowca jest dosyć nachylony. Co prawda widzieliśmy 2 śmiałków dzielących wspólnie 1 parę raków, ale bardziej przypominało to walkę o przeżycie...















Początek ferraty. Zaczyna się ona stromą ścianą z naciągniętymi jak struny stalowymi linami, rzadkimi przelotkami (pierwsze po 10m) i brakiem jakiegokolwiek "wspomagania" dla nóg. Przeszkoda wydaje się być celowa, by zniechęcić osoby, które docierając tu jeszcze nie zorientowały się dokąd idą...

Ubierając raki mamy takie oto widoki :)
















Szczeliny lodowca Hollentalferner działają na wyobraźnię















Włos mi się na głowie jeżył (zresztą nie tylko na głowie 😉) idąc w górę lodowca na samą myśl, że jeden nieopatrzny krok (a dodam, że czekanów nie mieliśmy) i możemy skończyć na dnie jednej z wielu mijanych wcześniej szczelin. Ciekawe doświadczenie, mówię Wam...

W końcu docieramy do szczeliny brzegowej pod ścianą, gdzie ściągamy raki. Czekając na naszą kolej aby "wbić się" w ścianę mamy okazję obserwować akcję śmigłowca ratowniczego...

Nagle nadleciało "śmigło" i wysadziło ratownika gdzieś głębiej na grani. Za kilka minut pojawiło się ponownie i zabrało oprócz ratownika jeszcze poszkodowanego. Potem "idąc" ferratą znaleźliśmy krwawą plamę... Pierwszy raz miałem okazję z tak bliska oglądać taaaką akcję i to w Alpach.
















A początek ferraty wygląda właśnie tak :) zaraz poniżej szczelina brzegowa...

















Chwilę później patrzymy na kolejkę "do ściany" już z wyższego pułapu...















Kiedyś, gdy lodowiec sięgał znacznie wyżej, ferrata zaczynała się nieco wcześniej - początkowo liną, później klamrami. Teraz jest chyba bardziej "emocjonująco" ;)
















Miejscami jest "lufiasto", ale... gdy się na to tyle czekało, to teraz "smakuje" niesamowicie

















Mgła bardzo ogranicza widoczność, więc koncentrujemy się głównie na drodze...















Bardzo miłym zaskoczeniem jest skrzynka geocachingowa po drodze. Nie mogliśmy odmówić sobie przyjemności zalogowania jej znalezienia :)
















Ferrata "ciągnie się w nieskończoność"... W końcu musimy się znaleźć 2200m wyżej niż pułap, z którego startowaliśmy















Nici ze spektakularnych zdjęć kopuły szczytowej. Złoty krzyż wyłonił się totalnie niespodziewanie i wywołał w nas euforię, którą trudno opisać...















Po 10,5h wspinaczki znaleźliśmy się w najwyższym punkcie Niemiec i równocześnie na najwyżej położonej budowie w Niemczech :) Jest to jak na razie najwyższy nasz szczyt 2962m npm

Z wierzchołka "właściwego" na ten zabudowany przechodzimy kilkoma drabinkami. Widoczność ze szczytu bliska zerowej. Wypijamy tryumfalnego browara odpowiadając na pytania zaciekawionych naszą ekipą "lokalsów", którzy wjechali na górę kolejką zębatą (kolej linowa jest nieczynna - w totalnej przebudowie - otwarta została później, przed końcem roku 2017).

My podróż na dół również odbywamy koleją zębatą - bo schodzenie po ciemku,  po lodowcu wydaje nam się niepotrzebnym ryzykiem... Koszt biletu 31,50EUR (lato 2017). Aby dostać się do stacji kolejki zębatej trzeba zjechać ok. kilometrowym odcinkiem kolejki linowej na Plateau pod Zugspitze - bilet jest wliczony w cenę kolei zębatej. Dalej podróż torami w dół trwa ok. 50 minut i wiedzie przez wydrążony w górze tunel.

Cała trasa (do góry) zajęła nam 10,5h. Tempo nie było jakieś imponujące (chociażby dlatego, że robię sporo zdjęć). W poziomie pokonaliśmy ok. 13km, do tego 2200m przewyższenia, jak dotychczas najwięcej. Trzeba mieć ze sobą sprzęt ferratowy (lonża, uprząż i kask) oraz koniecznie raki (na lodowiec), czekan też mógłby się przydać (my nie mieliśmy i dało radę ;) ). Trasa jest w wielu miejscach bardzo eksponowana, ale oferuje za to niezapomniane wrażenia. Był to nasz drugi wypad w Alpy Bawarskie, pewnie nie ostatni. Chcielibyśmy tam wrócić na graniówkę Alpspitze - Zugspitze, granią "Jubileuszową"...

W ostatni dzień wybraliśmy się nad jezioro Eibsee, z którego pięknie widać Zugspitze na którym byliśmy dzień wcześniej (pierwsze zdjęcie w powyższym opisie).

Zapis 3D przebiegu naszej trasy na szczyt Zugspitze wykonany przy użyciu ReLive

9 komentarzy:

  1. Świetna wycieczka i relacja. Na tym lodowcu bez lotnej asekuracji i czekanów? Nie wiem jak duży był to odcinek ale ja bym się chyba trochę stresował :) Swoją drogą fajnie gdyby powstał wpis o waszym sprzęcie, jakie buty, jakie raki itp. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na lodowcu nie widzieliśmy nikogo na lotnej :) A adrenalinka oczywiście była

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajne miejsce i chciałbym się w nie wybrać. W sumie mam już nawet odpowiednie buty trekkingowe https://butymodne.pl/trekkingowe-meskie-c55207.html i jestem zdania, że podołałbym takiej wyprawie. Może kiedyś nadarzy mi się okazja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli nie byłeś jeszcze nigdy na ferracie i nie posługiwałeś się dotąd sprzętem ferratowym, to wybór tej trasy jako Twojej pierwszej ferraty ze względu na miejscami b.dużą ekspozycję i długość trasy naprawdę odradzam. Zresztą kilkukrotnie to w powyższym tekście podkreślałem :) Pozdrawiam

      Usuń
  4. zazdroszcze takiej wycieczki, jednak ja bym się na to na pewno nie odważyła
    https://auto-carrier.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo ciekawie napisane. Jestem pod wielkim wrażaniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki serdeczne. Taki feedback daje motywację! Jeszcze raz dzięki

      Usuń
  6. Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń